Z każdym rokiem obchody „Dnia Honoru” w Budapeszcie spotykają się z coraz ostrzejszymi represjami. Ostatecznie w sobotę wzięło w nich udział blisko 800 nacjonalistów z Węgier i całej Europy, którzy uczcili żołnierzy poległych w 1945 roku w walkach z Armią Czerwoną.
Nagonka na doroczną demonstrację zaczęła się już kilkanaście dni przed jej zorganizowaniem. Krytykowały ją media od prawa do lewa, a także politycy węgierskiej prawicy i liberalnej lewicy. Zakazać wydarzenia próbowała także budapesztańska policja, ale jej decyzja została uchylona przez miejscowy sąd.
Ostatecznie w manifestacji zorganizowanej przez Légió Hungária i HammerSkins wzięło udział blisko 800 osób, natomiast na kontrdemonstracji zorganizowanej przez środowiska „antyfaszystowskie” zjawić się miało około 500 osób. Obie grupy zostały odgrodzone od siebie przez policję.
Tradycyjnie „Dzień Honoru” przybrał formę krótkiego przemarszu, zwieńczonego złożeniem kwiatów pod pomnikiem żołnierzy węgierskich i przemowami w miejscu walk o budapesztański zamek.
Jako pierwszy głos zabrał Matthias Deyda z niemieckiego ugrupowania Die Rechte. Przypomniał on przede wszystkim historyczne podobieństwa między czasami obecnymi a historią II wojny światowej. Jednocześnie podkreślił on, że obecnymi wrogami nacjonalistów są chociażby rodzina Rothschildów czy międzynarodowe banki pokroju Goldman Sachs.
Szef Légió Hungária, Béla Incze, wzywał wszystkich zgromadzonych do nieulegania presji ze strony mediów i polityków, przypominając o niezłomności przodków dzisiejszych Węgrów i Niemców. Dowodem lojalności i honoru każdego z nacjonalistów powinna być dzielna walka z „antyfaszystami” oraz mediami.
„Dzień Honoru” organizowany jest od 1997 roku w celu upamiętnienia najcięższych walk o Budapeszt. W dniu 11 lutego 1945 roku węgierscy i niemieccy żołnierze podjęli ostatnią próbę wydostania się z oblężenia Armii Czerwonej na Wzgórzu Gellerta.
Źródło: Legio Hungaria / HungaryToday.hu