Partia Narodowego Odrodzenia zorganizowała demonstrację w Lizbonie, podczas której poparła siły bezpieczeństwa i domagała się delegalizacji ugrupowań skrajnej lewicy. Portugalscy nacjonaliści sprzeciwiają się pobłażaniu radykałom, którzy w ostatnim czasie dopuszczają się ataków na policję, dodatkowo napiętnowaną za swoją brutalność.
Kilkudziesięciu działaczy i sympatyków Partii Narodowego Odrodzenia (Partido Nacional Renovador, PNR) zebrało się w piątek w Lizbonie pod siedzibą Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, aby następnie przemaszerować pod biuro radykałów z Bloku Lewicy. Tym samym portugalscy nacjonaliści chcieli wyrazić swoje poparcie dla tamtejszych służb.
Zdaniem PNR policjanci i służby specjalne są narażone na ataki ze strony skrajnej lewicy, ponieważ starają się zachować porządek i wykonywać dobrze swoją pracę. Demonstracja była reakcją na wydarzenia z jednej z dzielnic Lizbony, gdzie policjanci interweniowali w czasie sprzeczki z udziałem dwóch kobiet. Ostatecznie w wyniku wywołanej przy tej okazji bójki rannych zostało czterech cywilów i jeden funkcjonariusz.
Ponadto w miejscowości Odivelas należącej do metropolii Lizbony policjanci zostali zaatakowani przy użyciu kamieni, natomiast w dwóch innych dzielnicach portugalskiej stolicy podpalono samochody oraz rzucano koktajlami Mołotowa w interweniujących policjantów. Jednocześnie portugalska policja jest krytykowana przez część partii oraz mediów, które zarzucają jej nadmierną brutalność. W ubiegły poniedziałek pod siedzibą MSW odbyła się więc manifestacja w tej sprawie, a w wyniku zamieszek zatrzymano cztery osoby.
Nacjonaliści przechodząc pod siedzibę Bloku Lewicy domagali się zdelegalizowania organizacji „S.O.S. Rasizm”, kierowanej zresztą przez senegalskiego imigranta i publicystę Mamadou Ba. Działacze skrajnej lewicy spodziewając się manifestacji PNR wywiesili natomiast na swoim budynku transparent przypominający o śmierci José Carvalho, działacza Socjalistycznej Partii Rewolucyjnej, który miał zostać zamordowany przez skinheadów.