Działacze Jobbiku wciąż uczestniczą w protestach przeciwko centroprawicowemu rządowi, który pod koniec ubiegłego roku wprowadził nowe prawo pracy czyniące z Węgrów niewolników zachodnich koncernów. Nacjonaliści wraz z resztą opozycji i związkami zawodowymi nie wykluczają przy tym organizacji strajku generalnego.
Wielka demonstracja przeciwników centroprawicowej władzy Viktora Orbán, a przede wszystkim wprowadzonego w ubiegłym miesiącu tak zwanego „prawa o niewolnictwie”, została zorganizowana przez wszystkie opozycyjne ugrupowania oraz związki zawodowe. Już kilka dni przed sobotnim protestem do uczestnictwa w nim zachęcali liderzy partii zasiadających w Zgromadzeniu Narodowym.
Jobbik i partie lewicowo-liberalnej opozycji uważają, że podczas uchwalania zmian w kodeksie pracy nie mogły swobodnie wyrażać swoich poglądów, ponieważ politycy rządzącego Fideszu uniemożliwili im wypełnianie ich obowiązków poselskich. Rzecznik nacjonalistów, Péter Jakab, oskarżył przy tym centroprawicowe władze o tchórzliwość, bowiem nie były one w stanie podjąć dialogu z opozycją, chowając się za plecami Georga Sorosa.
Ostatecznie w ostatnich dniach protesty odbyły się w kilku miastach, takich jak Pecz, Szolnok, Debreczyn czy Szombathely, zaś wczoraj w Budapeszcie odbyła się największa demonstracja w której wzięło udział kilkanaście tysięcy osób. Jakab powiedział w jej trakcie, iż usta przeciwnikom nowego prawa chce zamknąć prezydent János Áder, lecz nie powinno mu się ulegać. Ponadto krajowe biuro wyborcze na zlecenie Fideszu miało utrącić inicjatywę referendalną, którą w sprawie nowego prawa chcieli przeprowadzić nacjonaliści.
Cała węgierska opozycja protestuje przeciwko podniesieniu liczby możliwych do przepracowania nadgodzin z dotychczasowych 250, aż do 400. Mają one być dodatkowo rozliczane dopiero po trzech latach, ponieważ tyle wynosi cykl produkcyjny niemieckich koncernów motoryzacyjnych, których montownie stały się jedną z podstaw funkcjonowania węgierskiej gospodarki.
Źródła: Jobbik / Alfahir.hu